W sobote (po raz kolejny przez Barbados) dolecielismy na Dominike. Gorzysta wyspa, prawie calkowicie porosnieta deszczowym lasem z 365 rzekami i wulkanicznym podlozem. Wrzechobecna zielen, swieze powietrze i czasami cieply prysznic z nieba :) Taksowka z lotniska (150EC) z drugiego konca wyspy dotarlismy do stolicy Roseau. Mieszkamy w St James Guesthouse, 5 min od malo jeszcze rozwinietego centrum. Internet prawie niedostepny, zwlaszcza w weekendy. Za to w hostelu jest wi-fi i sniadanie w cenie (50usd za 2os pokoj z lazienka, tv, moskit.). Sympatyczni wlasciciele pomoga w zorganizowaniu pobytu. Nasz taksowkarz okazal sie bardzo mily wiec wynajelismy go (250EC) na caly dzien. To byl dobry pomysl poniewaz drogi sa bardzo kiepskie, zwlaszcza w strone przepieknych, wodospadow, jezior i goracych zrodel na terenie wpisanym na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO na wsch od stolicy. Jutro uderzamy na calodzienny trekking do "Boiling Lake" - najwazniejszej atrakcji wedlug lokalnych - w srodku lasu deszczowego, a w srode sprobujemy poplynac na safari w poszukiwaniu wielorybow i delfinow.
W czwartek 19.11 o 3pm wyruszam juz w droge powrotna do Trynidadu, a nastepnie do Caracas 20.11. Tego samego dnia wieczorem o 7.45pm sprobuje zlapac lot do Oslo ;) Moj tel tez jest na wakacjach wiec postaram sie zostawiac znaki na blogu :)