„We are family...” slowa tej znanej piosenki idealnie pasuja do naszej kolumbijskiej rodziny w Bogocie. Mielismy ogromne szczescie trafic do przesympatycznej latynoskiej rodziny Baron z klasy srednio-wyzszej z bardzo pokreconymi (na nasze warunki) losami rodzinnymi. Pani domu Clara – energiczna 61 latka zajmuje sie teraz glownie domem, poniewaz jest juz na emeryturze, a kocha miec w domu duzo ludzi. Wolne chwile spedza w klubie szydelkowania (np swiateczne ozdoby w domu) i ogladajac telenowele. Miguel – rowniez emeryt, eksmaz od 20 lat, mieszka z nia pod jednym dachem, po tym jak najpierw uciekl do USA z amerykanska kochanka, a po latach wrocil schorowany z podkulonym ogonem. Zostal przez Clare przyjety, chociaz dzieci jej odradzaly. Na starosc zmadrzal, prowadzi sie dobrze, jest bardzo sympatyczny, pomocny i ciekawy swiata. Mieszka sobie na osobnym polpietrze i wszystko gra. Dwoch synow wyfrunelo juz z gniazda mamusi (w wieku okolo 36lat(!), oboje sa lekarzami, jeden mieszka w Miami, a drugi w Paryzu. Za to corka Natalia(32) po latach studiow w Hiszpani ciezko bylo z praca w obecnym kryzysie, wiec wrocila do Bogoty i pracuje jako konserwator zabytkow. Razem z nia przylecialy jej dwie przyjaciolki, hiszpanka Maite, ktora szuka pracy w Kolumbii i mieszka na poddaszu oraz Maria-Paula, ktora jest z Bogoty, ale codziennie jest u Baronow i trudno zalapac kiedy przychodzi lub wychodzi. Do tego jest jeszcze dwoch amantow odwiedzajacych dziewczeta, blizej nieokreslona ilosc sasiadow, Lucas (jamnik gey) i my :) Zlapalismy ze wszystkimi bardzo dobry kontakt, bardzo sie polubilismy i mysle, ze bedziemy sie odwiedzac online na portalu na litere f. Na codzien spotykamy sie glownie w kuchni, gdzie sie gotuje, rozmawia, tanczy przy stole w salonie, wczesnie rano przy sniadaniu, lub po zmierzchu, kiedy wracamy ze szkoly, domu dziecka czy roznych wypadow. Przynajmniej kilka razy odbyly sie oficjalne obiady z duza iloscia gosci, ale na wzmianke zasluguja 2 wieczory, podczas ktorych celebrowalismy kuchnie hiszpanska: raz dziewczyny przygotowaly hiszpanska tarte, z hiszpanska szynka, winem i innymi pysznymi dodatkami. Z kolei w ostatni weekend Agata przygotowala dla calej rodziny tez hiszpanska „Paella” z udkami kurczaka, duzymi krewetkami i owocami morza – palce lizac. Ja nosilem zakupy, otwieralem wino i zmywalem naczynia – zeby nie bylo :) Kuchnia kolumbijska Clary byla rowniez pyszna, ale przede wszystkim domowej roboty, zupy, miesa i inne specjaly. Za to kolumbijskie sniadania to owoce, kawa (tym razem normalna) biale pieczywo, dzem i jajka, jajka i jajka. Z tego wszystkiego zglodnialem wiec c.d.n :)