W czwartek okolo poludnia dotarlismy do Parku Narodowego Tayrona – jednej z najwiekszych atrakcji turystycznych Kolumbii. Dotarlismy tam rozklekotanym zlomowozem (czyt. mini-busem) z Taganga przez Santa Marta az do Canaveral (wew. Parku), w ktorym konczy sie droga przeznaczona dla transportu kolowego. Koszt takiej przyjemnosci to 12500 pesos/os. Busy sa zawyczaj bardzo zlej jakosci, wszystko sie trzesie, siedzenia sa waskie, nie ma miejsca na kolana, nie mowiac o podrecznym plecaku. Bagaze laduja zwykle na dachu. Przed wejsciem do parku trzeba kupic bilet wstepu (35000/os), policja (podobno) przeszukuje plecaki (nie wolno wnosic alkoholu) i trzeba okazac ksiazeczke szczepien. Bilety owszem kupilismy, ale innych atrakcji nie bylo. Odbylismy typowa wedrowke wzdluz wybrzeza parku. Do pierwszej malej osady turystycznej Arrecifes dotarlismy po 1,5h marszu przez dzungle, calkiem niezle wydeptanym szlakiem, pelnym blota, mrowek i komarow – slowem sama przyjemnosc. Arrecifes moze pochwalic sie calkiem przyjemna infrasturktura z domkami „Cabanas” (za okolo 500.000 pesos/dobe(!)) i restauracja, gdzie serwuja glownie owoce moza i ryby, ceny tez sa przystepne. Oferta dnia (zupa+danie z ryby+ dodatki+ swiezo wyciskany sok+ deser kokosowy) kosztowal tylko 22.000. Mozna wynajac hamak (20.000/os) lub namiot (55.000/2os + namiot). Spalismy oczywiscie w hamakach – bardzo relaksujace. Plaza jest piekna, duza, goraca, ale nie wolno sie kapac ze wzgledu na duze fale i silne prady morskie. Tutaj tez rozmnazaja sie zolwie i trzeba bezwzglednie uwazac aby nie zasmiecac okolicy, zwlaszcza plastikowymi odpadami, ktore moga zostac pomylone z meduzami. Zjedzone przez zolwie prowadza do smierci.
Okolo 15 min drogi od Arrecifes znajduje sie La Piscina, pierwsza plaza chroniona przez bariere koralowa oraz skaly. Tutaj woda jest spokojniejsza i mozna zazywac kapieli morskich. Kolejne 15 mn drogi dalej znajduje sie Cabo San Juan De Guia – okrzyknieta jedna z najpiekniejszych plaz w Kolumbii z bezpieczna strefa do kapieli. Podobnie jak wczesniej mozna tu wynajac hamak (w budynku drewnianym na skalach, pomiedzy plazami za 25000/os, na dole obok campingu namiotowego za 20000). Ceny sa tuaj przynajmniej 200% wyzsze, a infrastruktura duzo prostsza, plastikowe stoliki, toalety z dziurami w drzwiach itp. Atmosfera jest natomiast duzo bardziej hipisowska i wiecej jest takich bialasow jak my :) Kawalek dalej za Cabo San Juan De Guia znajduje sie Playa Naturista, Boca del Saco I oraz II – dwie piekne dzikie plaze. Jest jeszcze wiele innych ekscytujacych miejsc, ktorych nie mielismy czasu odwiedzic, jak znajdujace sie w srodku dzungli Pueblito (ruiny, gdzie zamieszkiwala ludnosc autochtoniczna Tayrona) czy Ciudad Perdida (zaginione miasto). Wrocilismy do Taganga w sobote wieczorem, tym razem droga morska. Lodka z 2 silnikami po 150KM zabiera max 30 osob i wyrusza codziennie okolo 16 z Cabo San Juan De Guia – koszt 45000/os. Podroz trwa min 1h. Morze bylo dosyc wzburzone, fale do 2,5m wiec wszyscy bylismy przemoczeni, ale temperatura wody wynagradzala kazde chlusniecie slona woda w twarz :)