Zycie jak w Madrycie

Zycie jak w Madrycie – czyli jesc, pic, jesc, pic, jesc, pic jak mowil wczoraj nasz przewodnik. Po 32h dotarlismy w koncu z jednodniowym opoznieniem do stolicy Hiszpanii. Posada del Dragon okazala sie bardzo sympatycznym, nowoczesnym malym hotelem z knajpka tapas przy jednej z bardziej ruchliwych waskich uliczek w centrum, 5min od Plaza Mayor. Wybralismy sie oczywiscie od razu na wieczorny rekonesans, zjedlismy pierwsze tapas i wypilismy pierwsze wakacyjne piwko na Plaza Mayor. Potem trafilismy do „Museo de Jamon” czyli do raju z szynka :) Nie bede opisywal jakie mielismy miny, kiedy pan podal nam talerz najlepszych wyrobow i to za kilka euro. Automatycznie porownalem z plastikowa wedlina z Jokera – knock out. Caly kolejny dzien spedzilismy zwiedzajac centrum Madrytu z przesympatycznym przewodnikiem uczac sie historii miasta i korzystajac z pieknej slonecznej pogody i temperatury 2-12C – slowem zimno jak na Lofotach, ale i tak bez porownania cieplej. Zobaczylismy parade farmerow, ktorzy przepedzili srodkiem miasta swoje bydlo na pamiatke tradycyjnej migracji farmerow z polnocy na poludnie Kastylii z powrotem 2 razy do roku, w celu zapewnienia wody i odpowiednich terenow dla swoich zwierzat. Spotkalismy sie rowniez z Pablo naszym nowym hiszpanskim znajomym, ktory zaprojektowal wstepnie nasze mini spa dla Eliassen Rorbuer. Oczywiscie jedzac i pijac caly czas. Wieczorem wybralismy sie do muzeum Prado, zobaczyc na zywo najwieksze dziela takich malarzy jak Goya, El Greco, Rubens, Rembrandt oraz szereg innych, a dzien zakonczylismy jedzac tapas i pijac piwko i wino do polnocy. Dzisiaj wyruszamy w dalsza droge, czeka nas 10h lotu do Bogoty + drugie tyle na lotniskach, wiec zaraz idziemy cos zjesc dla odmiany, aby nabrac sil.

Zdjęcia (18)

Komentarze (0)