Ladujemy w Oslo. A nasze bagaze nie :/ Mgla, lotnisko zamkniete, pelno walizek porozrzucanych po katach - generalnie CHAOS. Witamy w kraju pierwszego swiata :) A my w t-shirtach, letnich spodniach, w butach jeszcze piasek z brazylijskich plaz. Nasze plecaki zostaly w Paryzu, a w nich, zimowe ubrania, pamiatki, pezenty itp. A w Oslo godz 23 i minus 12 stopni. Expresem i taksowka (mucho dinero $$$) docieramy do mieszkania Mary, gdzie ciocia Silska czeka z kolacja :)
Nastepnego dnia jak prawdziwi cygani przyodzialismy na siebie roznego rodzaju pozyczone ubrania i udalismy sie na zakupy. Musze przyznac, ze niezle wygladalem w damskich ciuszkach ;) Po 20 min mielismy juz zimowe kurtki, czapki, szaliki, zapasowe majtki i siedzielismy w autobusie pelnym "eksportowego bydla" wracajacego na swieta do Poski. Qrwy za przecinki, picie i palenie po katach na lotnisku, przepychanie sie w kolejkach, a nawet proby dotarcia do hali przylotow przed samolotem (Polak potrafi). WSTYD!