ellooo
W poniedzialek rano pozegnalismy naszych przyjaciol z Foz do Iguacu, zapakowalismy kolejne zdobycze, tym razem naturalna, ekologiczna, brazylijska kawe :) i samolotem udalismy sie do Rio de Janeiro. Po przylocie i zakwaterowaniu w hostelu (notabene w expresowym tempie jak juz sie wie co,gdzie i za ile $$$ :) Powedrowalismy integrowac sie z lokalnymi. A gdzie? oczywiscie na plaze. Wybor padl na Copacabane (blizej) W markecie zakupilismy "capirinie" (jak nam sie wydawalo), a wlasciwie jakas podrobke. Nie ma znaczenia bo efekt byl taki sam, mianowicie kontakty 3 stopnia z tubylcami. Ofiara padl Alan, samotnie popijajacy piwko na deptaku. Studiujacy i mowiacy po angielsku Alan okazal sie bardzo sympatyczny i przez kolejne 2 dni byl naszym przewodnikiem po Rio. Szybko odkrylismy, ze strasznie mu sie nudzi, poniewaz studenci teraz maja wakacje, Alan chyba nie ma zbyt wielu znajomych i z ochota zabieral nas w rozne ciekawe miejsca, gdzie normalny gringo sie nie zapuszcza. Takim miejscem byla wyspa Niteroi z piekna i czysta plaza Itaipu (jak zapora wodna w Foz do Iguacu). Spedzilismy tam caly dzien pluskajac sie w morzu o temperaturze zupy :)
Ostatni dzien w Rio to tzw. "zaliczanie" czyli to co nie do konca jest zgodne z nasza filozofia podrozowania. na szczescie to tylko jedno popoludnie. Odwiedzilismy tak wspaniale miejsca jak Corcovado 700m n.p.m. z slynna statua Chrystusa czy wzniesienie "Chleb cukrowy" z widokiem miedzy innymi na Copcabane. Niestety tysiace innych bialasow uniemozliwialo prawdziwe poznanie tych miejsc. One sa juz napietnowane turystyka masowa i niewiele mozemy z tym zrobic. Trzeba sie pogodzic, usmiechnac, grzecznie wrocic o czasie do pociagu tudziez kolejki linowej, wyciagnac dolary z kieszeni, zrobic pamiatkowe zdjcie i pochwalic sie znajomym :)
Wieczorem wsiadamy w samolot do Oslo, gdzie mamy doleciec nastepnego dnia wieczorem. I nasze bagaze tez maja doleciec :)