ellooo :)
Samolot do Oslo - tym razem na czas i wszystko ok. Tymczasem na lotnisku w Oslo po raz kolejny potwierdza sie nasza teoria "Norwegia = brak profesjonalizmu". Bilety kupione wieki temu, poswiecilismy dodatkowe korony zeby dostac bilet papierowy, a i tak przy check-in spedzilismy okolo 30 min, a karty pokladowe wypisywane byly recznie przez 2 osoby rownoczesnie w 2 roznych czesciach lotniska :) I przez megafon nas wzywano! W Paryzu 2 min. i po sprawie, cappucino na pozeganie Europy i hasta la vista! :) Lot do Rio calkiem przyjemny (dle mnie E) spalem caly czas :) pomimo faktu ,ze prze lwia czesc podrozy byly calkiem mocne turbulencje. Pozytywna strona turbulencji byl fakt ,ze Pan za nami (ostatni rzad, waga 150 kg) przestawal chrapac za kazdym razem jak nami mocniej rzucilo :) A Rio? Pierwsze slady mamy juz na skorze. Jednym zdaniem: slonce, slonce, slonce! :)
Witam wszystkich bliskich i znajomych oraz innych czytujacych nasze wspomnienia,
mamy przyjemnosc poraz pierwszy podrozowac razem gdzies dalej. Kombinacja doskonala, czyli Erwin, perfeckyjny melanochlik i ja, towarzyski sangwinik. Erwin zajmuje sie logistyka i dopina wszystko na ostatni guzik, podczas gdy ja juz mysle o tym jakich ludzi spotkamy na naszej drodze i jak najlepiej poznac te kraje w tak krotkim czasie.
Dluga i nurzaca podroz szybko jednak przeniosla nas z szarego, zimnego i wyludnionego swiata polnocy prosto na sloneczne plaze Brazylii, gdzie slonce juz sie z nami goraco przywitalo, a tlumy ludzi na plazach i ulicach przypomnialo o fakcie, ze znajdujemy sie w jednym z najbardziej zaludnionych miejsc na swiecie.
Dzis nocujemy w Hostelu w dzielnicy Santa Tereza, do ktorego podrzucil nas taksowkarz pokonujac wzniesienia prawie w lini pionowej. Na dowod tego jak bardzo rozgrzana byla rucha wydechowa po tejze przejazdzce zainteresowanym pokaze blizne na mojej lydce po powrocie. Nie bede wdawac sie w szczegoly, bo i po co, wszyscy wiedza, ze jestem oferma;).
Dzis wedrowalismy po wielu plazach w Rio. Pierwsza do ktorej dotarlismy po dlugich poszukiwaniach i zbieraniu blednych informacji od lokalnych zidentyfikowana zostala jako Copacabana. Oboje zgodnie stwierdzilimy, ze jest mocno przereklamowana i troche opornie ruszylismy dalej na nastepna Ipaneme. Dzieki przypadkowemu odkryciu okazalo, sie ze Copacabana Copabana nie byla, a od tej najwiekszej i najpopularniejszej plazy w Rio dzielilo nas jeszcze kilka kilometrow. No coz, po calej dobie w podrozy i nieprzespanej nocy w samolocie (turbulencje nie pozwaly mi nawet na godzina drzemke)
takie wpadki zdarzaja sie nawet najlepszym..
Teraz dobry nastroj nas nie opuszcza, przeszlismy kawal wybrzeza, polezelismy na plazy, popatrzylismy na piekne Brazylijki i Brazylijczykow i zjedlismy pyszne owoce morza. Wracamy do hostelu regenerowac sily, bo jutro udajemy sie na polnoc od Rio, do krainy malowniczych lagun i dzikich plaz. do miejsc Buzios oraz Cabo Frio. Adios amigos!